W pewien słoneczny, wiosenny dzień wybraliśmy się w przywitać ze znajomym puszczykiem uralskim, który upodobał sobie strych jednego z opuszczonych domów. Okazało się, że puszczyk akurat tego dnia nie był ani zbyt rozmowny, ani widoczny.
Zamiast rozmowy międzygatunkowej postanowiłam odkryć sekrety przyrody nieożywionej, która objawiła mi swój lekko niepokojący urok. Zapomniany dom zdawał się przemawiać przedmiotami przeszłości, które jakby prosiły o uwagę i jeszcze jedną szansę. Najwyraźniej w pewnym momencie odkrywania sekretów stało się dość – połowa mojego ciała od pasa w dół zapadła się pod chrupiącymi deskami jednego z pomieszczeń. Szybko udało się wydostać z impasu – nie byłam sama (dzięki Mariusz!). W przeciwnym wypadku mogłabym zostać nieco dłużej, a szansa na rozmowę zarówno z puszczykiem, jak innymi przedstawicielami przyrody ożywionej stałaby się zdecydowanie wyższa.
Póki co po wizycie pozostały: siniaki na kilka tygodni i kadrów kilka na trochę dłużej.